Co się odwlecze, to podobno w przyrodzie nie zginie.
"Zabieramy
rowery do Opola. Po pracy trenujemy z CykloOpole" - postanowione, nie
ma co dyskutować :) Ubiegły czwartkowy plan treningu padł. Bo: a. niepokornie poszalałam na treningu dzień wcześniej, b. miałam oszczędzać siły na sobotni maraton w Bielawie, c. kto wie jak zniosę jazdę w grupie :)
15:00. Lekki obiad. Nie lubię makaronu z warzywami więc się krzywię.
"A może chcesz naleśnika?" - o jaaaaa, no pewnie, że chcę! Jak mogłam
zapomnieć o najlepszych naleśnikach na świecie?! "Ale nie najesz się
zanadto, jest ryzyko, że szybko zgłodniejesz i opadniesz z sił" -
trenerska uwaga ku przestrodze nie działa :) "Dobra, pączkiem się
dopchnę, chodź!" - koniec dylematu :)
Wraz z obiadem połykam skróconą instrukcję jazdy w grupie i okrojony
opis skąd, dokąd i dlaczego. "Jeśli grupa Cię zerwie, to pojedzie, nie
czeka ale nie przejmuj się tym, cały czas trzymamy Twoje tempo" - brzmi
tyleż samo uspokajająco, co przerażająco :)
Pojedzone. Powrót do biura, szybka zamiana kiecki na strój kolarski,
szpilek na szosowe buty, włosy w kok, kask, okulary, odjazd! Kierunek -
miejsce zbiórki!
Docieramy pierwsi. Może nikogo nie będzie - matka nadzieja podsuwa mi
złotą myśl :) Dobijają. Pokaźna grupa dzieli się na dwie. "Zapraszam do
szkółki" - słyszę niespodziewanie głos obok. "To Piotrek, prezes i były
kolarz" - trenerskie wyjaśnienie i uśmiech pana prezesa chyba mają
złagodzić mój stres :) "Jesteś pierwszy raz? Idealnie trafiłaś, dzisiaj
grupę prowadzi prezes, będzie pilnował porządku, możesz się sporo
nauczyć" - co chwila ktoś próbuje zapewnić, że będzie dobrze :) Ale
słowo honoru, przez moment mam ochotę "nagle przypomnieć sobie", że
chyba nie wyłączyłam żelazka i muszę wracać do domu :) "Odjazd!" - pada
komenda i już za późno by gasić pożar :)
"Szkółka" rusza pierwsza. Jedziemy parami. Miła niespodzianka,
myślałam, że pojedynczo. Z trenerskim ramieniem obok czuję się
zdecydowanie bezpieczniej :) Atmosfera w grupie również mnie zaskakuje.
Gadki szmatki, prawie jak przy kawie :) Ale tempo konkretne, bez
obijania się. Ciekawe jak długo wytrzymam.
Nasza zmiana. Dziwne, "pierwszorazowe" uczucie :) Teraz dopiero
dobitnie zauważam różnicę pomiędzy jazdą na przedzie a schowaniem się za
grupą. Trzymamy tempo, super. Bałam się, że jadąc pierwsza spowolnię
grupę i będą się na mnie drzeć :) "Schodzimy" - podglądałam jak robią to
inni więc trenerską komendę wykonuję bez stresu, ufff :)
Mijają kolejne kilometry. Cały czas ustalone tempo, 30, 31 km/h. Momentami podkręcane do 35. Wciąż trzymam koło grupy :)
Jakiś
25 kilometr. Podjazd! No iiiiii kończy się dobra passa. Odpadam :(
"Zerwali Cię" - trenerski uśmiech i potwierdzenie tego, co gołym okiem
widać, mimo wszystko dodaje mi otuchy. Bo nie jestem sama :) "Alllle
trzymają tempo!" - przyznaję z podziwem i zwalniam totalnie aby uspokoić
puls, pewna, że trasę treningu musimy dokończyć sami. I znowu
niespodzianka. Grupa zwalnia, czeka :) "Takie fory dla pierwszaków" -
myślę sobie :) Trochę mi głupio więc nie ociągam się, żeby widzieli, że
się staram :)
Las. Strefa cienia i wytchnienia. "Lewa wolnaaaa!!!!" - słyszę i
natychmiast słyszę szelest mocniejszej grupy, mijającej nas jak chmara
szerszeni. Woow :)
Kolejne podjazdy. Trenerskie wsparcie siłowe "dowozi" mnie na górę :) I wspomaga przy podkręconym tempie. Od razu lepiej :)
Ostatnie dziesięć kilometrów nieco rozciąga i rozrywa grupę.
Przetasowania. "Tu zaczynają się ścigać, my możemy odpuścić" - nadchodzi
również wsparcie od dziewczyn. "Schowaj się w środek, jedziemy ten
podjazd i zwalniamy" - propozycja Aniki i Beatki nie do odrzucenia :)
Dzięki dziewczyny :)
Spokojnie dojeżdżamy do Pagaja. W życiu nie wypiłam kufla piwa w takim
tempie :) Smakuje jak nigdy :) Chwila na odpoczynek, poluzowanie
atmosfery i niekoniecznie rowerową pogawędkę z damską częścią grupy :)
Nowe doświadczenia, fajne wrażenia i nowy rekord średniej prędkości
29,36 - tyyyyle zabieram ze sobą :) Do następnego razu, CykloOpole :)