Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2016

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk

Z drogiii! Lapierrki na dwunastce! :)

Sobota, 30 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Road
"Dzisiaj lekko, w tlenie" - czyli startowe przykazanie pierwsze, najgłówniejsze, wciśnięte między uszy :) Przyjmuję do wiadomości z aprobatą, zwłaszcza że kilka dni przerwy nieco rozleniwiło mięśnie. Zwiastun trasy bez niespodzianek. Czyżby w planach nuuuuudaaa??? :)

   "W Hermanovicach zdecydujemy, Rejviz, Kopa czy dwunastka" - zapowiedź "chwili prawdy" przypomina mi jak bardzo wymęczył mnie dojazd w to miejsce poprzednim razem. 40 kilometrów mięśniom wspak. Tym razem jednak wiatru nie słychać, słońce nie dopieka, a chęci do jazdy wzmożone po kilkudniowym poście od kręcenia. Idealnie :) Pączek. W drogę!

    Pierwsze kilometry rozgrzewki zaskakują. Mięśnie słabe. Zaczyna boleć głowa. Niespodziewanie kiepskie samopoczucie. Dziesiąty kilometr. Pojawia się obawa o koncentrację. Może lepiej zawrócić? Bieg zdarzeń zadziwia. Puls przypilnowany, warunki sprzyjają, a jednak coś nie tak. Piętnasty kilometr. I nagły zwrot akcji. Nogi nabierają sił. Robią się lekkie i zaczynają kręcić "z pomysłem", a nie jak je korby poniosą. Głowa odpuszcza. Bike fun powraca :)


   Pozornie niewinnym podjazdem docieramy do Hermanovic. W tlenie. Bez objawów mocnego zmęczenia. Idealnie :) Zapowiadana narada w kwestii wyboru dalszej części trasy zajmuje nam trzy sekundy. Dwunastka. Poprzednim razem odpuszczona z powodu silnego wiatru. Niewielki ruch na drodze eliminuje kolejny ryzykowny element.
    Baton. Miodowo - orzechowo - bananowy buziak i gotowi do startu ;)

   Koncentracja w pion! Lekki początek. Prędkość rośnie ale nie oszałamia. Idealna nawierzchnia wzmaga poczucie komfortu. Licznik: 45, 48, 52...

    12%!!! Koniec zabawy :)
Pozycja zjazdowaaa, zjaaaazd!!! Zero przeszkadzaczy. Kierownica dociśnięta. Idealna przyczepność. Żadnych podmuchów. Stuprocentowy komfort. Zakręty bez hamulców. Bez cienia zwątpienia :)

   Licznik: 65, 68, 70, 73,9 ..... Podjazd iiiii wytrącenie prędkości. 46, 43. Spaaacer :)

   "Ile wykręciłaś?" - banan na trenerskie twarzy, bezcenny :) Porównanie liczników zdradza trenerski pościg za mną :)

    "Ahoj! Ahoj!" - my tu gadu gadu a z naprzeciwka wyłania się pokaźny kolarski team. CykloOpole :) No nie zazdroszczę wspinania się pod tę dwunastkę :)

    Powrót do domu na luzie. W tlenie. Bez wywracania trenerskiego planu treningu do góry nogami :) Za to z nowym doświadczeniem, rekordem i satysfakcją pod pachą :) Nie ma nudy :) Idealnie :)


CykloOpole i ja na kole :)

Wtorek, 26 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Road
  
   Co się odwlecze, to podobno w przyrodzie nie zginie.
"Zabieramy rowery do Opola. Po pracy trenujemy z CykloOpole" - postanowione, nie ma co dyskutować :) Ubiegły czwartkowy plan treningu padł. Bo: a. niepokornie poszalałam na treningu dzień wcześniej, b. miałam oszczędzać siły na sobotni maraton w Bielawie, c. kto wie jak zniosę jazdę w grupie :)

    15:00. Lekki obiad. Nie lubię makaronu z warzywami więc się krzywię. "A może chcesz naleśnika?" - o jaaaaa, no pewnie, że chcę! Jak mogłam zapomnieć o najlepszych naleśnikach na świecie?! "Ale nie najesz się zanadto, jest ryzyko, że szybko zgłodniejesz i opadniesz z sił" - trenerska uwaga ku przestrodze nie działa :) "Dobra, pączkiem się dopchnę, chodź!" - koniec dylematu :)

    Wraz z obiadem połykam skróconą instrukcję jazdy w grupie i okrojony opis skąd, dokąd i dlaczego. "Jeśli grupa Cię zerwie, to pojedzie, nie czeka ale nie przejmuj się tym, cały czas trzymamy Twoje tempo" - brzmi tyleż samo uspokajająco, co przerażająco :)

    Pojedzone. Powrót do biura, szybka zamiana kiecki na strój kolarski, szpilek na szosowe buty, włosy w kok, kask, okulary, odjazd! Kierunek - miejsce zbiórki!

   Docieramy pierwsi. Może nikogo nie będzie - matka nadzieja podsuwa mi złotą myśl :) Dobijają. Pokaźna grupa dzieli się na dwie. "Zapraszam do szkółki" - słyszę niespodziewanie głos obok. "To Piotrek, prezes i były kolarz" - trenerskie wyjaśnienie i uśmiech pana prezesa chyba mają złagodzić mój stres :) "Jesteś pierwszy raz? Idealnie trafiłaś, dzisiaj grupę prowadzi prezes, będzie pilnował porządku, możesz się sporo nauczyć" - co chwila ktoś próbuje zapewnić, że będzie dobrze :) Ale słowo honoru, przez moment mam ochotę "nagle przypomnieć sobie", że chyba nie wyłączyłam żelazka i muszę wracać do domu :) "Odjazd!" - pada komenda i już za późno by gasić pożar :)

    "Szkółka" rusza pierwsza. Jedziemy parami. Miła niespodzianka, myślałam, że pojedynczo. Z trenerskim ramieniem obok czuję się zdecydowanie bezpieczniej :) Atmosfera w grupie również mnie zaskakuje. Gadki szmatki, prawie jak przy kawie :) Ale tempo konkretne, bez obijania się. Ciekawe jak długo wytrzymam.
Nasza zmiana. Dziwne, "pierwszorazowe" uczucie :) Teraz dopiero dobitnie zauważam różnicę pomiędzy jazdą na przedzie a schowaniem się za grupą. Trzymamy tempo, super. Bałam się, że jadąc pierwsza spowolnię grupę i będą się na mnie drzeć :) "Schodzimy" - podglądałam jak robią to inni więc trenerską komendę wykonuję bez stresu, ufff :)
Mijają kolejne kilometry. Cały czas ustalone tempo, 30, 31 km/h. Momentami podkręcane do 35. Wciąż trzymam koło grupy :)
Jakiś 25 kilometr. Podjazd! No iiiiii kończy się dobra passa. Odpadam :( "Zerwali Cię" - trenerski uśmiech i potwierdzenie tego, co gołym okiem widać, mimo wszystko dodaje mi otuchy. Bo nie jestem sama :) "Alllle trzymają tempo!" - przyznaję z podziwem i zwalniam totalnie aby uspokoić puls, pewna, że trasę treningu musimy dokończyć sami. I znowu niespodzianka. Grupa zwalnia, czeka :) "Takie fory dla pierwszaków" - myślę sobie :) Trochę mi głupio więc nie ociągam się, żeby widzieli, że się staram :)

    Las. Strefa cienia i wytchnienia. "Lewa wolnaaaa!!!!" - słyszę i natychmiast słyszę szelest mocniejszej grupy, mijającej nas jak chmara szerszeni. Woow :)

    Kolejne podjazdy. Trenerskie wsparcie siłowe "dowozi" mnie na górę :) I wspomaga przy podkręconym tempie. Od razu lepiej :)

    Ostatnie dziesięć kilometrów nieco rozciąga i rozrywa grupę. Przetasowania. "Tu zaczynają się ścigać, my możemy odpuścić" - nadchodzi również wsparcie od dziewczyn. "Schowaj się w środek, jedziemy ten podjazd i zwalniamy" - propozycja Aniki i Beatki nie do odrzucenia :) Dzięki dziewczyny :)

    Spokojnie dojeżdżamy do Pagaja. W życiu nie wypiłam kufla piwa w takim tempie :) Smakuje jak nigdy :) Chwila na odpoczynek, poluzowanie atmosfery i niekoniecznie rowerową pogawędkę z damską częścią grupy :)

    Nowe doświadczenia, fajne wrażenia i nowy rekord średniej prędkości 29,36 - tyyyyle zabieram ze sobą :) Do następnego razu, CykloOpole :)

Flesz z Bielawy. Giga wrażenia z mini dystansu.

Sobota, 23 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria MTB
   
   Jedź na maraton, mówili :) Będzie fajnie, mówili :)

    Ledwie nieco ponad trzy miesiące systematycznych treningów. W dodatku 95% na szosie. Ale mówili więc jadę :) Od rana luz w głowie. Żadnego stresu. Cisza przed burzą :)

    Bielawa. Atmosfera dużej plenerowej imprezy. Rowerowy raj. Slajd w głowie z ubiegłorocznego BM. Kibicowałam :) Dzisiaj to mi przydadzą się kciuki :)
   Parking zapełnia się błyskawicznie. Z tłumu łatwo wyłuskać zielone koszulki. Namierzamy naszych bikemaratonowych ścigaczy :) Ci z formą walczą o wynik. Ja, pod czujnym trenerskim okiem i Grześ walczymy o honor debiutantów :)


    Dressing room w aucie, banan, pączek, gotowa :)

    Przesiadka z szosy na mtb wymaga chwili adaptacji. Kręcimy się po placu imprezy. Napełniamy bidony. Pogoda dopisuje. Słońce nieco dopieka.

    Namierzamy biuro zawodów. Odbiór pakietu startowego. Rany boskie, czegooo? Ale obciach! Wygląda jak opróżniony woreczek po zakupach w aptece, z paragonem i ulotką. Kosz.

    Krótka rozgrzewka. "Jedziemy na start" - trenerska komenda przypomina, że nie na piknik przyjechaliśmy przecież :) Szczytny sektor siódmy. Prawie za górami, za lasami :) Ani cienia stresu. Odliczanie. Pierwszy sektor pooooszeedł! I kolejne! Endomondo! Go!

    12 kilometrów pod górę. Takie tam trzy razy Rejviz. Wieeelkie rzeczy :) "Pilnuj pulsu" - trenerska uwaga cenna jak zwykle ale jakoś się tu nie sprawdza. Wartości na zegarze zabójcze. Może nie moje :) Rozglądam się szybko komu by tu je przypisać :) "Zwolnij bo jak zakwasisz mięśnie to nic z tego nie będzie" - zaczyna się upominanie. "Ale wszyscy mnie wyprzedzą!" - bronię się jak dziecko. "Nie szkodzi" - no jak nie szkodzi? Szkodzi właśnie!


   Podjazd męczy. Odpadają pierwsi "mocarze" więc jest kogo wyprzedzać :) "Uspokój puls bo będziesz następna" - działa, zwalniam :)
 Endomondo wysyła informację o pokonanym czwartym kilometrze. Jeszcze dwa takie odcinki i będzie z górki :) Póki co mozolna wspinaczka. Ale mimo wysiłku wkładanego w pokonywanie kolejnych kilometrów i upodobań do tras interwałowych, z czystym sumieniem stwierdzam, że naprawdę podoba mi się ta góra :)

   Bufet. Jeśli tak samo dobrze zaopatrzony jak pakiet startowy to szkoda czasu.

    Koniec. Podjechane :)

    "Uważaj, nie rozpędzaj się" - trenerska ostrożność pracuje za mnie i gasi moje zapędy :) Zjazdy techniczne, trochę za trudne. Włącza się stres, uruchamia tryb zachowawczy.

   Odpuszczają techniczne fragmenty, można się rozpędzić. Połowa zjazdu zostaje za plecami. Zjazd szutrami odpręża. I usypia czujność.


   
   Ostatnie trzy kilometry do mety. Iiiiii ni z gruszki ni z pietruszki ścianka w dół! Dojeżdżam rozpędzona, w dole widzę sprowadzających rowery, ktoś leży. Ułamek sekundy i taaaaki błąąąd!!! Nie wiedzieć czemu przenoszę ciężar ciała do przodu, w geście zatrzymania i zejścia z roweru, a równocześnie cisnę przedni hamulec!!! I leecęęęęęę. Grawitacja, akrobacja i i inne dary losu przybijają piątkę i zamiatają mnie przez kierownicę w piękne, klasyczne otb!!! Spektakularny fikołek. Bo jak upadać to z polotem :) Kompas w oczach ustala współrzędne, gdzie góra, gdzie dół. Szybki rentgen kości. Trochę oberwał bark ale kości całe. Będę żyć :) I skan skóry. Pierdyliard zajawek siniaków i dwie długie zdrapki na nogach. No teraz to się wkurzyłam! Jak kieckę założę?
Rzut okiem w dół. Gapiów jak na złość gromada. Podobało się show? To po piątaku za widowisko zbieram :)

    Już tylko dwa kilometry do mety. Coś nie tak z przerzutkami. Przeskakują jak chcą. Spada łańcuch przerzucany ponad najwyższą zębatkę. Coś zgrzyta, trzeszczy, blokuje koło. Skutki upadku. Zgięty hak. Nie da się jechać. Znajduję jedyne bezpieczne, nie charczące ułożenie przerzutek i dojeżdżam do mety. Ale byłłooooo :)


    Na mecie pierwsi z mini. Daria, rekordzistka prędkości, już zdążyła odpocząć i się wynudzić :) Trzeba było się tak nie spieszyć ;) I Grześ debiutant, z wymalowanym na twarzy fun'em. Od razu widać, że wkręcony na maksa :) Stopniowo dobijają pozostali, wytrawni ścigacze z dłuższych dystansów. Wymiana wrażeń, arbuzy i czas na poluzowanie emocji :)

    Fajnie było, dobrze mówili :)

  Dwa dni później: Szosa korci ale musi poczekać aż ochłonę :) Im bardziej opadają emocje, tym większej nabieram ochoty na kolejny maraton :) Zaspokoić niedosyt :)
   Prywata :) : Dziękuję Kochanie :)