Wpisy archiwalne w kategorii

MTB

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk

Flesz z Bielawy. Giga wrażenia z mini dystansu.

Sobota, 23 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria MTB
   
   Jedź na maraton, mówili :) Będzie fajnie, mówili :)

    Ledwie nieco ponad trzy miesiące systematycznych treningów. W dodatku 95% na szosie. Ale mówili więc jadę :) Od rana luz w głowie. Żadnego stresu. Cisza przed burzą :)

    Bielawa. Atmosfera dużej plenerowej imprezy. Rowerowy raj. Slajd w głowie z ubiegłorocznego BM. Kibicowałam :) Dzisiaj to mi przydadzą się kciuki :)
   Parking zapełnia się błyskawicznie. Z tłumu łatwo wyłuskać zielone koszulki. Namierzamy naszych bikemaratonowych ścigaczy :) Ci z formą walczą o wynik. Ja, pod czujnym trenerskim okiem i Grześ walczymy o honor debiutantów :)


    Dressing room w aucie, banan, pączek, gotowa :)

    Przesiadka z szosy na mtb wymaga chwili adaptacji. Kręcimy się po placu imprezy. Napełniamy bidony. Pogoda dopisuje. Słońce nieco dopieka.

    Namierzamy biuro zawodów. Odbiór pakietu startowego. Rany boskie, czegooo? Ale obciach! Wygląda jak opróżniony woreczek po zakupach w aptece, z paragonem i ulotką. Kosz.

    Krótka rozgrzewka. "Jedziemy na start" - trenerska komenda przypomina, że nie na piknik przyjechaliśmy przecież :) Szczytny sektor siódmy. Prawie za górami, za lasami :) Ani cienia stresu. Odliczanie. Pierwszy sektor pooooszeedł! I kolejne! Endomondo! Go!

    12 kilometrów pod górę. Takie tam trzy razy Rejviz. Wieeelkie rzeczy :) "Pilnuj pulsu" - trenerska uwaga cenna jak zwykle ale jakoś się tu nie sprawdza. Wartości na zegarze zabójcze. Może nie moje :) Rozglądam się szybko komu by tu je przypisać :) "Zwolnij bo jak zakwasisz mięśnie to nic z tego nie będzie" - zaczyna się upominanie. "Ale wszyscy mnie wyprzedzą!" - bronię się jak dziecko. "Nie szkodzi" - no jak nie szkodzi? Szkodzi właśnie!


   Podjazd męczy. Odpadają pierwsi "mocarze" więc jest kogo wyprzedzać :) "Uspokój puls bo będziesz następna" - działa, zwalniam :)
 Endomondo wysyła informację o pokonanym czwartym kilometrze. Jeszcze dwa takie odcinki i będzie z górki :) Póki co mozolna wspinaczka. Ale mimo wysiłku wkładanego w pokonywanie kolejnych kilometrów i upodobań do tras interwałowych, z czystym sumieniem stwierdzam, że naprawdę podoba mi się ta góra :)

   Bufet. Jeśli tak samo dobrze zaopatrzony jak pakiet startowy to szkoda czasu.

    Koniec. Podjechane :)

    "Uważaj, nie rozpędzaj się" - trenerska ostrożność pracuje za mnie i gasi moje zapędy :) Zjazdy techniczne, trochę za trudne. Włącza się stres, uruchamia tryb zachowawczy.

   Odpuszczają techniczne fragmenty, można się rozpędzić. Połowa zjazdu zostaje za plecami. Zjazd szutrami odpręża. I usypia czujność.


   
   Ostatnie trzy kilometry do mety. Iiiiii ni z gruszki ni z pietruszki ścianka w dół! Dojeżdżam rozpędzona, w dole widzę sprowadzających rowery, ktoś leży. Ułamek sekundy i taaaaki błąąąd!!! Nie wiedzieć czemu przenoszę ciężar ciała do przodu, w geście zatrzymania i zejścia z roweru, a równocześnie cisnę przedni hamulec!!! I leecęęęęęę. Grawitacja, akrobacja i i inne dary losu przybijają piątkę i zamiatają mnie przez kierownicę w piękne, klasyczne otb!!! Spektakularny fikołek. Bo jak upadać to z polotem :) Kompas w oczach ustala współrzędne, gdzie góra, gdzie dół. Szybki rentgen kości. Trochę oberwał bark ale kości całe. Będę żyć :) I skan skóry. Pierdyliard zajawek siniaków i dwie długie zdrapki na nogach. No teraz to się wkurzyłam! Jak kieckę założę?
Rzut okiem w dół. Gapiów jak na złość gromada. Podobało się show? To po piątaku za widowisko zbieram :)

    Już tylko dwa kilometry do mety. Coś nie tak z przerzutkami. Przeskakują jak chcą. Spada łańcuch przerzucany ponad najwyższą zębatkę. Coś zgrzyta, trzeszczy, blokuje koło. Skutki upadku. Zgięty hak. Nie da się jechać. Znajduję jedyne bezpieczne, nie charczące ułożenie przerzutek i dojeżdżam do mety. Ale byłłooooo :)


    Na mecie pierwsi z mini. Daria, rekordzistka prędkości, już zdążyła odpocząć i się wynudzić :) Trzeba było się tak nie spieszyć ;) I Grześ debiutant, z wymalowanym na twarzy fun'em. Od razu widać, że wkręcony na maksa :) Stopniowo dobijają pozostali, wytrawni ścigacze z dłuższych dystansów. Wymiana wrażeń, arbuzy i czas na poluzowanie emocji :)

    Fajnie było, dobrze mówili :)

  Dwa dni później: Szosa korci ale musi poczekać aż ochłonę :) Im bardziej opadają emocje, tym większej nabieram ochoty na kolejny maraton :) Zaspokoić niedosyt :)
   Prywata :) : Dziękuję Kochanie :)